Jak zazwyczaj bywa, tego roku też topilismy marzanne. Byli: Ignac, trochę Tibor i starszy człowiek z bloku z pieskiem, Krzyś, Oliwia, Madzia i ja.
marzanna-ekologiczna
Zabawa była dobra. Zaczęliśmy od wprowadzania używek do krwioobiegu obiegu; Potrzeba nam było do tego pięć osób i trzy rodzaje używek. Stanęliśmy w kręgu i puściliśmy je wszystkie tak, aby krążyły – przy czym jedna krążyła zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara, druga przeciwnie, a trzecia – co drugą osobę [pentagramem]. Nim wszyscy się nauczyli – butelki były prawie puste. ;]
Marzanna napiła się z butelki białego likieru kokosowego.
Potem nie zostało nam nic innego, niż ją spalić. [Miała też zająć się okolica, ale dzięki mojemu idealnemu wyczuciu chwili – zapalić chciałem rawę – co [na szczęście] mi się nie udało.]
Potem większość towarzystwa się rozbiegła do domów.
Tylko Ignac, Madzia i ja pospacerowaliśmy jeszcze po mieście. Po drodze próbowaliśmy długo podpalić płyn do mycia naczyń. Odwiedziliśmy też cmentarz na francuskiej – organicznie dość – Jgnac najpierw zostawił ślady, potem robił masaż dłoni Madzi – prawie do kości.
Koło 4 trafiliśmy w końcu do domów.