Cóż; zbliża się początek nowego roku, szklanka jest do połowy pełna.
Własnie wróciłem z Sopatowca i wybieram się tam znowu.
W pracy i w zielonych zrobiłem tak mało, że chyba mnie wszyscy chcą oskalpować, ale cóż – po prostu czasem świat mnie przygniata…

W każdym razie – porozmawiałem dziś sobie z moim przyjacielem i doszliśmy do ciekawych wniosków; prócz tego, że pomożemy światowi się zmieniać w słuszną stronę, to dokładniej w którą ustalimy na wspólnej wycieczce – czyli spotkamy się na dłużej. Tylko musze się przygotować na rozmowę… jeszcze nie wiem gdzie znajdę materiały, ale coś wymyslę.
Ponadto doszło do mnie dzięki rozmowie, że aby mieć potomków, nie trzeba mieć dzieci, tylko wystarczy mieć uczniów. Więc biologia już powoli odchodzi w niebyt. Aczkolwiek szczegóły jeszcze musze przemyśleć, ale najprawdopodobniej wezmę w ręce skalpel.
Poza tym dowiedziałem się, że jestem mocniejszy… Co mnie zdziwiło, bo zawsze myślałem odwrotnie – że to mój przyjaciel jest dla mnie tą opoką… No cóż, widać musimy się wspierać wzajemnie ;]

Kończąc. Jadę o 4 rano w sobotę do sopatowca. Wracam do pracy 2-go, chyba, ze niebo zwali się mi na głowę… Wtedy później powrócę, ale muszę pilnować się, bo znaleźliźmy mieszkanie i trzeba je wynająć na początku stycznia. Więc najpóżniej 3-go jestem spatki.