W Ostravie nocowaliśmy pod zamkiem i rano zaraz po budziku obudziła nas policie, aby powiedzieć, że jakaś impreza się zaczyna i na łączce pod zamkiem nie powinniśmy być. Więc się zebraliśmy i pojechaliśmy do Brna. Nie było za łatwo, ale wylądowaliśmy wieczorem w mieście i jest to śliczne miasto. Zaraz po przybyciu poznaliśmy moraviaka, który nam pomógł – zanoclegował nas i cały dzień nam pomagał. Potem go pożegnaliśmy, bo uczył się na ostatni egzamin.
Sami graliśmy potem na ulicy Próbowaliśmy się też wydostać do Pragi; nie udało się nam i zostaliśmy dzień jeszcze w Brnie. Drugi dzień grając – rzecz się nieszczęsna stała – podbiegły młodziutkie cyganki i zakosiły nam 1h urobek ;/ Basi humor siadł i zbladł… Pojechaliśmy więc do Pragi.
Udało się nam wieczorem tam trafić – z miłymi ludźmi, którzy nas podwieźli. Trafiliśmy do Pragi nocą. Rozłozyliśmy się w jakimś zakupionym końcu parku w starym mieście. O 03h rano policja zapytała czy wiemy co robimy, ale nas zostawili ;]
Za dnia znaleźliśmy greenpeace i próbowaliśmy grać – okazało się, że w Pradze nie można grać – jest 7 miejsc i są już zajęte i zarezerwowane na 2 miesiące naprzód. Więc ugraliśmy niewiele.
Wieczorem spróbowałem znaleźć spotkanie zielonych. Z wywieszonymi jęzorami trafiliśmy na miejsce, ale niestety spotkanie okazało się odwołane… wrr
Na noc wybraliśmy się pod miasto na przystanek Divoka Sarka – można tramwajem podjechać do rezerwatu!. Rano znów policjanci przyjechali przyspieszyć nasze wstawanie w Czechcach to chyba standart.
Rano pojawiliśmy się w siedzibie greenpeace’u, żeby pojechać na akcję antyradarową, ale się okazało, że niestety właśnie wojsko zlikwidowało blokujące budowę namioty.
Teraz decydujemy, czy jechać do Monachium, czy nad morze przez Bratysławę i Wiedeń.

Basia pisze swoją wersję wydarzeń na www.wlepka.blog.pl