mein weg
W ciągu kilku lat od kiedy do naszego rządu zostały dopuszczeni nacjonaliści [def.], paranoicy [def.], populiści [def.] starałem się z tym problemem jakoś zmierzyć.
Na placu wolności w Katowicach odbywał się mały happening po pojawieniu się publicznej wypowiedzi posła Wierzejskiego o tym że: ,,za protestami uczniów i studentów przeciwnych Ministrowi Edukacji Romanowi Giertychowi stoi mafia, lub sekta homoseksualna, która nakręca <<
nagonkę>>
na ministra''.
Było nas niewiele. Ja stałem z transparentem prowadzącym na stronę ,,FOKI''. Po jakimś czasie, kiedy już się zbieraliśmy do odejścia i zostało nas kilkanaście osób, w tym dwoje poniżej 14-tu lat - na placu pojawiło się ok 30 łysych panów. Pomyślałem, że zostanę chwilę żeby moi mogli się schować do auta. Widać to w 2:46 filmu.
Więc stanąłem z transparentem i nie uciekałem. Podszedł do mnie jeden z nich i powiedział, żebym schował transparent. Odpowiedziałem, że chciałbym bardzo, ale nie mam jak, bo jest duży.To na chwilę wystarczyło, bo odeszli. Po chwili zapytano mnie jeszcze raz, ale groźniej, dalej grałem głupka, za trzecim razem podbiegł do mnie jeden z nich. Udało się mi go przewrócić i przez chwilę widziałem jego głowę koło mojego buta. Ale zanim miałem czas do rozstrzygnięcia dylematu moralnego, odepchnął mnie drugi. Po czym w tych 30 łysoli wbiegło dwóch[!] nienajmłodszych policjantów w ochraniaczach i z tonfami w rękach. to wystarczyło, żeby ich rozgonić, a potem po kolei spisać. Wcześniej nie widziałem policji, ale gdyby nie oni, myślę, że ze 3 tygodnie w szpitalu - to byłoby minimum.
Wcześniej już pisałem na ten temat:
www.psychu.eu/2007/04/26/slowacki-blues
raport_ticha_02.pdf, ale nie pisałem tego wyraźnie - Tichá a Kôprová dolina to słowacka Rospuda.
Sytuacja w kwietniu była napięta. Dwa tygodnie trwała już podjazdowa zabawa w kotka i myszkę z robotnikami. Kiedy Ci próbowali pracować - korować drzewa i wywozić je traktorami - ludzie chcący ochronić park tatrzański przeszkadzali im w tym. Robotnicy wzywali policję. Kiedy policja lub straż leśna przyjeżdżała ,,ochroniarze'' uciekali do lasu i tak w kółko. Brałem udział jeden dzień w tej ,,zabawie''. Raz zablokowaliśmy traktor. Robotnicy bez problemów zrozumieli o co chodzi i odjechali do swojej bazy. Za drugim razem było trudniej, bo drwal korujący drzewo nie chciał przerwać pracy, tylko machał włączoną piłą w naszym kierunku i odganiał nas kierując wylot opiłków w naszą stronę. Kiedy jednak zobaczył, że zaczynamy to filmować, wtedy w końcu zrezygnował. Potem przyszła policja i nas złapała - trafiliśmy na bagna i nie było gdzie uciec.
Następnego dnia przygotowaliśmy plan. Zablokujemy wjazd sprzętu do doliny. Ustawiono dwa miejsca oporu. Główne przy moście, a ja znalazłem się w trójce osób w odwodzie, którzy mają zareagować i zablokować sprzęt, jeśli główna blokada zostanie złamana.
Okazało się, że rzeczywiście blokada działa, i nikogo nie było od 6.00 rano, ale nie wiedzieliśmy dlaczego. Tego dnia miał przyjechać w miejsce sporu minister i kiedy ja spałem na drzewie czekając na sygnał z krótkofalówki do naszej blokady zbliżała się nie tylko ekipa drwali, ale również grupa antyterrorystów! Na nich nie byliśmy przygotowani. Nasze łańcuchy zostały przerwane i w ciągu 15 min droga została odblokowana.
My w lesie wiedzieliśmy tylko tyle, że blokada została zdjęta, więc za chwilę nadejdzie nasza kolej.
Zaczailiśmy się w krzakach koło drogi. Jeden z nas wyszedł na drogę z małym bannerem i zatrzymał wielki traktor, ja z drugą osobą podbiegliśmy i przykuliśmy się łańcuchami do niego. Moje łańcuchy miałem owinięte wokół szyi, dlatego jeśliby kierowca ruszył, jest szansa, że bym więcej nie pisał.
W każdym razie zaraz później podjechało do nas kilka aut. Do mnie przyskoczył jeden z antyterrorki; założył dźwignię na rękę i zaczął wyciągać... Mówiłem mu, ze mam łańcuch na szyi ale do niego nie dochodziło. Na szczęście zanim złamał mi rękę, albo kark - jakiś jego dowódca kazał mu mnie puścić.
Niedługo potem odcięli nas i razem z resztą pojechaliśmy do komisariatu.
Po tej akcji odbyła się jeszcze jedna - około tysiąca osób, które protestowały przeciwko dalszej wywózce drewna z Parku Narodowego.
Od zakończenia blokady w kwietniu 2007 w Cichej i Koprowej dolinie już nie wycina się drzew dzięki 25000 podpisom pod petycją, uczestnikom blokady oraz setkom pracowników naukowych oraz pracowników państwowej ochrony przyrody, którzy się nie bali wyjawić swoje poglądy (a z których wielu straciło pracę) i innym.
W lecie część drzew sąsiadujących z wiatrołomami zaatakował kornik, co było przez media przedstawiane jako katastrofa. W rzeczywistości problem dotyczył mniej niż 1% powierzchni dolin.
Oprócz tego na obszarach dotkniętych ,,kalamitą" wyrastają tysiące młodych drzew, niedźwiedzie pod korą znajdują smaczne korniki.
Na teraz znowu są podejmowane próby wejścia ze sprzętem do dolin, ale to już inna historia...
Więcej informacji można jeszcze znaleźć:
Ticha Dolina – słowacka Rospuda?, A. Marczewski, przetłumaczony list zamykający akcję, opis sytuacji wg greenpeace, główna strona dotycząca całej sprawy www.ticha.sk.
Artykuły i zdjęcia z gazety ,,Sme'':
dennik.sme.sk/c/3265909/v-tichej-doline-policia-zadrzala-ludi-z-greenpeace, www.sme.sk/c/3302088/ochranari-maju-platit-za-ochranu-lesa, www.sme.sk/c/4282476/tazbu-dreva-v-tatrach-maju-vysetrit.
Zdjęcia:
Bardziej historia śmieszna niż straszna. W Niemczech miało odbyć się spotkanie Angeli Merkel. Był plan podjechania tam, ustawienia liter z lodu i wypuszczenia balonów z kajaków. Wszystko po to, żeby zmniejszyć emisję CO2... Plan był średni, bo cały nasz konwój został zatrzymany kilka kilometrów przed celem. Sami mieliśmy 7 aut, w tym dwa autobusy i kilka busów - jeden z przyczepka z kajakami, dwa busy miały zamrożone w lodzie litery. Po przetrzymaniu nas chwilę, podjęto decyzję, że sprawdzą nas gdzie indziej. Nasz konwój zaczęły eskortować jeszcze samochody policji, tak więc wracając blokowaliśmy ruch na pół h[!] W każdym razie dojechaliśmy gdzieś na pusty zjazd z autostrady, tam z rękami na kolbach pistoletów policjanci otwarli nasze chłodnie z literkami.
Potrzymali nas jeszcze chwilę żeby posprawdzać nasze dane. Okazało się, że mamy zakaz opuszczania Berlina i strefy 30 km wokół niego. Rozdzieliliśmy się i zaczęliśmy jechać do centrum. Po drodze złapała nas policja znowu. Okazało się że nie jesteśmy w strefie 30 km, więc chcieli dać nas do aresztu! Po dłuższych negocjacjach puścili nas, jednak tym razem za naszym busikiem jechały dwa wozy tajniaków z karabinami maszynowymi na kolanach. Odpuścili dopiero gdy zatrzymaliśmy się pod miejscem do spania.
Tu nie będę pisał dużo o tle akcji.
Miała ona na celu dotarcie do Rady ds. Rybołówstwa, aby utworzyć rezerwaty, oraz zmniejszyć połów.
Więcej wyjaśnień na stronie: www.greenpeace.org/poland/wydarzenia/wiat/zamurowali-my-ministr-w i w filmiku:
Jak widać związano nas jak sardynki, potem włożono do busa... siedzieliśmy tam z 2h czekając aż usadowią nas wszystkich. Po około pół godzinie nikt z nas nie miał plastikowych kajdanek i w sumie jak policjantom znudziło się nam pomagać, to je zdjęliśmy.
Potem trafiliśmy do aresztu. Po drodze okazało się, że jeden francuz jest poobijany - siedli mu na głowie podczas wiązania, a drugiemu jeden ząb wypadł,kiedy uderzył twarzą w krawężnik. W każdym razie trafiliśmy do aresztu śledczego. Wchodząc mijaliśmy osadzonych ,,normalnych'' więźniów, który przywitali nas wiązankami w najbardziej popularnych językach. Posiedzieliśmy na betonie, po kilka osób w celi ze dwie godziny i wyszliśmy na górę, żeby zrobili nam zdjęcia. Teraz ze wszystkich prawie cel leciały słowa pochwał, jacy to super nie jesteśmy... informacje się rozniosły i poukładały ;]
W każdym razie akcja nie była zbyt groźna, ale dotknąłem rzeczywistości za kratkami.
Podsumowanie.
Do tej pory byłem na kilkudziesięciu akcjach. Umiem je zorganizować. Brałem udział w zorganizowanych przeze mnie, przez Zielonych, Greenpeace i innych. Nabyłem doświadczenie jak radzić sobie w stresogennych sytuacjach, jakie mam prawa w kontaktach z policjami/urzędnikami.Spotkałem wiele miłych osób i wywarłem trochę wpływu na ten świat. Mam nadzieję, że w słuszną stronę.
p.s. ,,Mein weg'' to po niemiecku: ,,moja droga''.
Dodaj komentarz